BOCfan
Ulubione produkty
Uwielbiam
Nie dla mnie
Napisane opinie
Pierwsze dwie godziny od aplikacji Bottega Veneta Pour Homme pachnie obłędnie. Dystyngowany zapach z klasą, gustowny, stylowy. Według mnie nie nadaje się dla młodzieńców, jest bardzo męski. Szlachetna woń kojarząca mi się z najlepszymi klimatami Guerlain. Po pewnym czasie zapach robi się jakby skórzany, świetnie to pachnie. Gdyby tylko parametry były trochę lepsze... Po 5-6 godzinach zapach jest bliskoskórny, ale wciąż trwa.
Wspaniały świeży zapach, pierwsze 2-3 godziny po prostu piękne. Gdyby poprawić parametry byłby prawdziwy hit na lato.
Bardzo udany zapach, nazwa jednak zdecydowanie nietrafiona. Podobieństwa z oryginalnym Terre są wyczuwalne, ale z intensywności nie ma tu nic. A wystarczyło napisać Hermes Vetiver :)
W każdym razie perfumy bardzo udane. Pomimo dość ciężkich nut lekkie i zwiewne, więc sprawdzą się zarówno jesienią, jak i w cieplejsze dni. Wetiwera cały czas gra tu pierwsze skrzypce co jest dla mnie dużą zaletą. Trochę akcentów z oryginalnego Terre, jest tu też mocno wyczuwalna jakaś nuta zapachowa którą czuję w Guerlain Homme Eau de Parfum. Trochę brakuje mocy, ale sam zapach super.
To już klasyka, lekki, świeży, metaliczny zapach, bardzo przyjemny, cena jednak zdecydowanie zbyt wysoka...
Jeden z bardziej udanych zapachów CK ostatnich lat. Dobrze pachnie na mojej skórze i niewykluczone, że kiedyś kupię, ale moim zdaniem przede wszystkim super zapach dla kobiet. Na początku bardzo świeży i przyjemny, później jakby bardziej w klimatach A Scent by Issey Miyake. Tak - ze względu na fazę dojrzałą moim zdaniem zapach bardziej damski.
Butelka super, zapach średni. Na mojej skórze akurat niezbyt kobiecy, a bardzo męski. Fiołek, irys, wetiwer, wypada to jednak bardzo sucho i płasko. Biurowy neutral, zdecydowanie wolę klasyczny CK Truth.
Kolejny słodki ulep tej marki, szkoda. Bois de Vetiver to nazwa sugerująca zapach drzewny z dominującą nutą vetiveru. Tymczasem słodki od początku ulepek wykrzykuje z mojej skóry słodkim geranium i tak jest cały czas, a chyba nie to chodzi w perfumach mających słowo vetiver w nazwie... Od czasu do czasu wetiwerowa wytrawna nuta się pojawia, nie pasuje mi jednak ta geraniowa słodycz.
Używam tych perfum od czasu do czasu. Niby są mało oryginalne, niektórzy powiedzą nudne, ale jak dla mnie są na prawdę niezłe. Najbardziej podoba mi się pierwsza faza, mokra, wodna, którą obrazuje dobrze zdjęcie reklamowe faceta pod prysznicem. Gdyby ta faza trwała dłużej, byłoby genialnie. Po około jednej godzinie zapach staje suchy, pieprzno-przyprawowy i tak trwa to do końca. Dobry, dość delikatny i nienachalny zapach codzienny, idealny do biura. Nie męczy, nikogo nie zrazi, przyjemny, ale trochę bez polotu. Zaletą jest niska cena. Trwałość średnia, w fazie dojrzałej wydaje mi się dość bliskoskórny i mało intensywny. Lubię go nosić. Pomimo niskiej ceny polecam przetestować przed zakupem.
Wchodzę do perfumerii, pani podchodzi do mnie i psika mnie Allure Homme Sport Cologne. Mówię do niej: ooo, cytrynka:) A co będzie później? A pani odpowiada: dwie cytrynki:). I to jak dla mnie wystarczający opis tych perfum. Ładny cytrusowy liniowy świeżak grający w tej samej lidze co Dior Homme Cologne 2013. Kiedyś chciałem kupić sobie tego Diora na lato, ale ostatecznie nie zrobiłem tego, jednak same cytrusy podbite piżmem to było dla mnie za mało. Na Allure Sport Cologne nie zdecyduję się z tego samego powodu, oba są bardzo dobre i bardzo drogie.
Bardzo ciekawy zapach. Oryginalna Luna Rossa nie wydawała mi się tak ciekawa, może powinienem do niej wrócić? Rossa Eau Sport Homme jest bardzo świeża, męska, lawendowa, podbita nutą drzewną. Zapach niby sportowy, ale uniwersalny, spokojnie użyłbym wieczorem czy do garniaka.
Spodziewałem się zupełnie czegoś innego, mocniejszego. Początkowo faktycznie podobna kategoria zapachowa co Dior Sauvage, Prada jest jednak lżejsza, w fazie dojrzałej ze słodyczy wybijają się nuty bardziej wytrawne. Zapach zdecydowanie nie kojarzy mi się z kolorem czarnym, jest słodko-świeżo-zwiewnie-wytrawnie, że tak to ujmę. Baza jest lekka i delikatnie słodka.
Otwarcie na mojej skórze mydlane, miękkie, później wybija się irys. Nie wyczuwam geranium czy fiołka, po dwóch godzinach zapach znów robi się mydlany, ale nie taki jak w otwarciu, jest jak suche mydło z metaliczną nutą, duże podobieństwo z klasycznym Prada Amber pour homme.
Gucci by Gucci to jeśli dobrze pamiętam pierwszy zapach tej firmy po odejściu Toma Forda, odkąd zaczął się ogólny hejt na tą markę. Zapach moim zdaniem na pewno wart uwagi. Na mojej skórze na pierwszym planie czuć nuty petrolowe bardzo podobne do Dior Fahrenheit, co czyni tę kompozycję dość mroczną. Biorąc pod uwagę jak liczne grono fanów ma Fahrenheit ten zapach również powinien znaleźć swoich amatorów, chociaż to oczywiście zupełnie inne perfumy. Trwałość na mojej skórze niezła, ale dokładnie zweryfikuję przy kolejnych testach.
Loewe trzyma poziom, seria solo to mistrzostwo. Pierwsze trzy zapachy z serii, tzn. Solo, Solo Platinum i Solo Absoluto rozpoczynają się tym samym mandarynkowym aromatem. Różnice zaczynają się później - flankery rozwijają się w kierunku orientalnym, natomiast klasyk Solo w fazie dojrzałej to jakby bardziej klasyczna świeżość, roślinna, drzewna, lżejsza od następców. Pomimo iż używam innych wersji rozważam zakup także tego zapachu. Solo zdecydowanie na dzień, dosłodzony tonką Solo Absoluto na wieczór. Znakomite pachnidło.
Lucky to perfumy którymi powinni się zainteresować amatorzy nietypowych aromatów. Niby to flanker 1Million, niby jest słodycz, ale przełamana jakąś nietypową nutą zapachową. Może orzechy laskowe? Wyczuwam tu podobieństwo do Guerlain L'Homme Ideal Cologne - tam były migdały, tu orzech laskowy. Wychodzi więc, że oba zapachy to takie bakaliowe syntetyki :) Ciężko mi powiedzieć na jakie okazje ten zapach byłby najodpowiedniejszy, ale jeśli nosiciel ma być typowym szczęściarzem to musiałby być to zapach codzienny, podobnie jak rzeczony Guerlain - i chyba tak należy go traktować. Jeśli komuś się spodoba, sprawdzi się zarówno w dzień jak i na wieczór.
Malinowe otwarcie i brak pudru powodują iż udelikatnionej wersji Flower In The Air dość daleko do oryginalnego Flower. Lekkie, kwiatowe perfumy na lato. Parametry nieco gorsze od oryginału.
Interpretacja tematu wody by Kenzo :) - bardzo nietypowe podejście do tematu wodnych perfum. Wyświechtane słowo Aqua oraz kampania reklamowa tych perfum sugeruje kolejnego wodnego świeżaka. Od razu po aplikacji czeka nas duże zaskoczenie - słodkość. Kenzo Aqua to wodne perfumy w objęciach tonki. Zapach mocno ewoluuje - na początku świeża słodycz, później drzewna świeżość. Czuć wyraźny podział na dwie fazy, które dość mocno ze sobą kontrastują. Zapach bardzo zmienny, podobne kontrasty zaserwowano wcześniej w Kenzo Night. Niezwykle ciekawa kompozycja, niebanalne ujęcie tematu wody. Warto poznać.
Zapach otwiera się świeżo-słodkim aromatem ziołowo-owocowym. Akord ten wybrzmiewa krótko, a w fazie dojrzałej aromat staje się ciężki i słodki. Czuć podobną nutę do Azzaro pour Homme Elixir, choć tamten jest mocno słodki i upojny, a w Night Time słodycz jest balansowana przez ziołową świeżość i drewno. Momentami czuć podobieństwo do Nuit D'Issey, nuta drewna i świeżości. Nuit jest bardziej nowoczesny i uniwersalny, Night Time cięższy i nieco bardziej konserwatywny. Pomimo dużej ilości słodyczy nie jest typowy upojny słodziak. Wieczorowa, dostojna i mocna kompozycja o nieco klasycznym charakterze.
Najnowszy wypust spod znaku Acqua di Gio zdecydowanie odcina się od poprzedników. Gdzieś w ostatniej fazie czuć może leciutkie podobieństwo do poprzedników. Zapach zrywa z konwencją tzw świeżaka. Jest słodki, później słodko-świeży. W ostatniej fazie dominuje już świeżość, ale nadal podszyta słodyczą. Całość określiłbym jako ciekawą wariację na temat słodyczy tonka. Tonka podana jest tutaj w sposób niekonwencjonalny, choć wciąż bliski najnowszym mainstreamowym trendom. Ja ten zapach widzę jako propozycję na letnie wieczory.
Guerlain Homme Eau de Perfum 2016. Na mojej skórze otwarcie brzmi lekko "staroświecko" jakby nawiązując do klasyków pokroju Guerlain Vetiver - co bardzo mi się spodobało. Dobrze współgra to ze "starym" designem flakonu. Aromat jest bogaty i czuć w nim klasę. Później zapach staje się bardziej świeży i nowoczesny. Jestem dopiero po jednym teście, ale zapach zaintrygował mnie i pierwsze wrażenie jest pozytywne.
Nie czuję w zapachu ani nut oceanicznych, może gdzieś w tle delikatne drewno. Czuję moc cytrusów oraz syntetyczną nutę, cytrusy są jak na mega dopalaczach, mocne i intensywne. Za ten efekt być może odpowiada molekuła hedione, do której chyba przyznał się producent. Perfumy o dużej projekcji i trwałości. Na mojej skórze bardzo liniowe - od początku do końca cytrusowe. Polecam sprawdzić na swojej skórze jak perfumy będą się zachowywać, w moim przypadku efekt nie jest zbyt dobry.
Kilka słów o wersji perfumowanej. Zapach trochę słodki, niby ciężki i nieco mdły, zwłaszcza na początku, ale z czasem nabiera lekkości. Takie połączenie lekkiej słodkości ze świeżością. Wersja Parfum to wciąż ten sam specyficzny styl nocnego Miyake. Zapach z definicji wieczorowy, ale myślę, że odpowiednio użyty będzie miał dużo szersze zastosowanie. Niby podobny nieco do mainstreamowych słodkich masówek, ale zdecydowanie ma swój styl.
Seria Aqva doczekała się pokaźnej liczby interpretacji. Oryginalna Aqva była cytrusowa, nieco w klimacie Acqua di Gio, Aqva Marine bardziej morsko-wodorostowa, Aqva Amara gorzko-mandarynkowa, a najnowszy flanker Aqva Atlantiqve jest powrotem do początków serii - do cytrusów. Wersja Atlantiqve zebrała sporo negatywnych opinii jako zapach syntetyczny i banalny. Są to moim zdaniem dość niefortunne komentarze - należy wziąć pod uwagę iż jest to flanker i oceniać go z perspektywy całej serii Aqva. To prawda, jest syntetyczny - bo niemal cała seria jest syntetyczna. Aqva Marine była już dość mocno syntetycznym zapachem, Amara jest baaaardzo syntetyczna, Atlantiqve jest dużo mniej syntetyczna na mojej skórze od Amary - tutaj jest to taka świeża syntetyczność jak w Aqva Marine, niezbyt ciężka i nie męczy. Zapach w sumie jest dość liniowy, ale trochę ewoluuje - na początku mocno cytrusowy, tu skojarzenia z pierwszą Aqva, później idzie w stronę Aqva Marine. Taki kompromis między dwiema pierwszymi wersjami w serii. Na początku zapach faktycznie wydaje się dość banalny, ale z czasem wrażenie to mija. Może nie jest to rewolucja, jest też nieco wtórnie, ale to bardzo przyjemna wersja Aqvy. Do tej pory moim numerem jeden w serii była Aqva Marine, ale w fazie dojrzałej Atlantiqve prezentuje się podobnie i kto wie czy z czasem nie zmienię zdania na korzyść Atlantiqve.
Zapach może i nieco infantylny ale... No właśnie. Zapach bardzo podobny do Dolce.pl & Gabbana Light Blue. Z jednej strony mamy więc krytykę tego zapachu, którą słyszałem wielokrotnie, z drugiej wiadomo jak popularne są Light Blue. Świadczy to o tym, że niektórzy nie za bardzo wiedzą co mówią.
A wracając do samego zapachu I Love Love to zapach bardzo radosny, cytrusowy, po prostu wakacyjny. Idealny dla nastolatek, ale też dla kobiet potrzebujących prostego, przyjemnego i niezobowiązującego zapachu na letnie dni.
Dziadek jest niebywały. Klasyczny Fahrenheit to po prostu kozak. Tej zimy jest najczęściej używanym przez mnie zapachem. Można zachwycać się najnowszym Fahrenheit La Parfum, i zachwycam się, ale stary, dobry Fahrenheit i tak wymiata wszystkich konkurentów. Reformulacji było pewnie sporo, obecna wersja nie jest może tytaniczna, ale intensywność tych perfum jest dla mnie wystarczająca. Z tego co wiem, poprzednie reformulacje trochę niszczyły recepturę (nie mam pełnej wiedzy na ten temat), ale wersja obecnie dostępna w perfumeriach jest według mnie znakomita pod względem zapachu.
Bardzo wyraziste perfumy, świetnie wymieszane. Moim zdaniem idealne na okres jesień-zima, bo są bardzo otulające. Niby mamy tu świeżość i żywiczną ostrość, ale miks kadzidła z przyprawami i ziołami wprowadza również otulającą słodycz. Brit Rhythm to perfumy bardzo oryginalne, trochę trudne do zdefiniowania i na pewno godne polecenia.
Znakomity kadzidlak w znakomitej cenie. Brudny, gęsty, kadzidlany dym w oparach palonych drewien i węgla. Słodkie otwarcie może być mylące - esencja zapachu to dym i mrok. Wspaniałe perfumy. Posiadam wersję z magnetycznym korkiem i taką też polecam.
Bardzo ciekawa kompozycja. Ma dwie cechy wspólne z Eau de Cedre. Po pierwsze - zmienny. W jednym momencie bardzo męski, samczy, po chwili zapach kwiaciarni i tak w kółko. Po drugie - najciekawsza faza trwa ok. pierwszych trzech godzin, a następnie zapach przechodzi do dość smętnej bazy - i w tym momencie należy powtórzyć aplikację. :) Bardzo ładny zapach.
Elegancki, metaliczny świeżak. Dopiero teraz go poznałem, ale te perfumy zna każdy, bo nie ma szans, żeby choć raz w życiu nie spotkać kogoś, kto nimi pachnie (to samo Fahrenheit itd.) Dlatego moja reakcją to "acha, ten zapach to Chanel Egoiste!" Poważny zapach z klasą, bez niepotrzebnej słodkości. Mógłbym używać, ale są lepsze zapachy.
Klasyka, klasyka, klasyka. Mech dębowy. Tak, Eau Sauvage pachnie lekko "dziadkiem", ale to nic, i tak pachnie dobrze. Pasuje nie tylko starszym panom. Zapach jest bardzo dobry, choć mógłby być nieco intensywniejszy. Jeśli ktoś lubi ponadczasowe klasyki w stylu Guerlain Vetiver czy Azzaro pour Homme to z Diorem Eau Sauvage również będzie po drodze.
Niesamowicie pozytywnie zaskoczył mnie ten nowy zapach od Armaniego. Niby nutą przewodnią ma być tu cedr, i tak w sumie jest, ale cedrowy aromat jest nieco wycofany, zawsze jeden krok za innymi nutami. Przeplata się z pozostałymi składnikami, co chwilę do głosu dochodzi inna nutą. Eau de Cedre to zapach, którego piękno polega przede wszystkim na jego zmienności - zmienia barwę jak kameleon, co chwilę inny składnik dochodzi do głosu, ale zawsze gdzieś z tyłu jest wyraźnie wyczuwalny cedr. Taka gra trwa ok 3-4 godziny, później kompozycja przechodzi w bardziej statyczny i dużo mniej atrakcyjny akord bazowy. Jednak te 3-4 pierwsze godziny są naprawdę wspaniałe. Brawo dla marki Armani za ten zapach.
Zapach niby klasyczny, a ponadczasowy. Tajemniczy, elegancki. Niezbyt intensywny, sprawdzi się do biura, ale przede wszystkim jest świetnym towarzyszem podczas romantycznych spacerów. Podoba mi się ten Dior.
Świetny vetiver od Cartiera. Ciekawy, bo bardzo lekki i zwiewny. Rasowy unisex, dla facetów może ciut delikatny, ale spokojnie może być noszony przez obydwie płci. Kompozycja jest nieskomplikowana, minimalistyczna. Po świeżym, miętowym otwarciu zapach lekko wysładza się, wetyweria ładnie miesza się z lukrecją i tak jest aż do końca brzmienia tego zapachu. Bardzo oryginalna, ciekawa, nienachalna i przyjemna w noszeniu kompozycja. Vetiver Bleu nie jest tytanem trwałości, ale w tym wypadku w ogóle nie uważam tego za wadę. Są to po prostu bardzo lekkie perfumy, idealne na upalne dni, a także w sytuacji, kiedy mamy ochotę na lekkie, orzeźwiające zapachy.
To co najlepsze w zapachach od Loewe to to, że są niebanalne i unikalne - ciężko znaleźć im jakiegoś sensownego konkurenta, nie wspominając nawet o zamiennikach. Solo Platinum to genialne perfumy. Im dłużej pachną, tym piękniej. Na mojej skórze najmocniej czuć olibanum - ale olibanum palone w kadzielnicy, wypełniające pomieszczenie swoim pikantnym aromatem. Zapach jakby świeży, ale jest to świeżość taka żywiczna, ostra. Jest w tych perfumach coś mistycznego. Super.
Nie wiem do końca jak go określić, bo Encounter to zapach o dwóch obliczach. Mocny i słodki, upajający zapach z ostrą i słodką, alkoholową nutą - to odsłona pierwsza. Po dwóch godzinach jest znacznie łagodniejszy i słodkie tony są przełamane czymś świeżym (jaśmin?). Kompozycja jak dla mnie wybitnie wieczorowa, trochę mdła i aż nadto słodka, tak więc raczej na jesień/zimę.
Oldschoolowa kompozycja o zapachu mydła. Lubię mydlane perfumy, ale do wypustów Prady czy Bvlgari, CK Be sporo brakuje. W zestawieniu z Bvlgari BLV czy Prada Amber, CK Be to co najwyżej szare mydło w kostce. Ale są też zalety tego zapachu. Świeża kompozycja. Aplikacja po kąpieli to uczucie czystości, no i niebywale niska cena.
Początkowe akordy tych perfum to prawdziwe mistrzostwo świata - nuty wodne przełamywane cytryną na drzewnym podkładzie, czyli niesamowite uczucie świeżości w szczególnie niebanalnym ujęciu. Szkoda, że po 2-3 godzinach perfumy schodzą do neutralnego drewna, bo tym samym nie są już tak oryginalne, ale trzeba powiedzieć, że Blu di Roma to świetny, niebanalny świeżak, jeżeli komuś nie przeszkadza dość mocna ewolucja/zmienność zapachu.
YSL za serię l'Homme oberwał od wielu osób, ale La Nuit jest OK. Na mojej skórze bardzo ładnie gra, jest niby uwodzicielsko-słodki, ale także, a zwłaszcza świeży. Kardamon w zestawieniu z innymi składnikami sprawia, że co chwila czuję soczyste, zielone jabłko. Niezbyt wyraziste perfumy, ale bardzo przyjemne, gładkie, eleganckie i uwodzicielskie.
Jak dla mnie Si nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle morza innych, damskich zapachów.
XY ogólnie jest niezłym zapachem. Nie wiem jak pachną liście gruszy, ale początek jest ziołowy. Po kilku minutach perfumy łagodnieją. Mocno wyczuwalna mięta obudowana innymi składnikami. Całość bardzo świeża. Mamy tu typową dla Bossa neutralność - taki styl i nikt nie powie, że brzydko pachnie. :)
Sam nie używam, ale kupiłem kiedyś w prezencie mojemu tacie. Sam natomiast zużyłem próbkę. Jest to bodaj najbardziej wychwalany zapach od Beckhama. Nie bez przyczyny. Kompozycja raczej bezpieczna, nieprzesadnie oryginalna, ale za to dystyngowana, elegancka i z klasą. Niezwykle przyjemna i zmysłowa. Kremowa słodycz miesza się ze świeżością i akcentami drzewnymi - taka kombinacja to gotowa recepta na sukces. Gdyby popracowano nad trwałością, byłby murowany hit. Trwałość to jedyny minus, bo za niewielkie pieniądze dostajemy wodę wysokiej klasy, najwyższych lotów, jeśli chodzi o samą kompozycję.
Klasyczny L'Eau d'Issey to kwiaty (lilia) i owoce (yuzu) skąpane w miodowej słodyczy. Wersja Intense to kwiaty i owoce skąpane w nieco mrocznym eliksirze kadzidła i przypraw. Jest to znakomita, genialna wręcz interpretacja klasyka - niby zupełnie inna, a jednak mająca w sobie wiele cech, DNA pierwowzoru. Można tą wersję traktować jako wieczorową, ale dla mnie zapachy Isseya są dobre na każdą okazję. Genialne perfumy. Trwałość u mnie jak zwykle w przypadku tej marki doskonała.
Świetny zapach. Po pierwsze, dopisek Extreme jak najbardziej na miejscu - w porównaniu z poprzednim Kenzo Homme Sport zapach jest dużo bardziej intensywny. Po drugie, kompozycja jest fenomenalna. Na początku dość ostra i świdrująca za sprawą pieprzu wyostrzającego świeżość cytryny i mięty. Serce zapachu jest już jednak dużo łagodniejsze. Uwielbiam aromat elemi, ale tutaj czuję jakby dodatek gałki muszkatołowej i yuzu. Nieważne, istotne jest to, że Francois Demachy dał marce Kenzo niebanalne i niepowtarzalne perfumy, moim zdaniem doskonałe na każdą okazję (z wyłączeniem najbardziej upalnych i słonecznych dni, kiedy to zapach może być ciut męczący). Podobnie jak w przypadku poprzednika, nie określiłbym go jako typowego sportowca, jest nieco bardziej wyszukany i wysublimowany.
Oficjalny wykaz nut tych perfum to dla mnie zagadka. W otwarciu czuję typowo "Kleinowski" owocowy kompocik. Później zapach staje się wytrawny i eteryczny, trochę zbyt delikatny jak dla mnie. Raczej zwietrzałe przyprawy niż skóra i tytoń. Być może moje pH jest nieodpowiednie dla tego zapachu. Parametry mogłyby być lepsze.
Bardzo ładny zapach moim zdaniem. Po owocowym otwarciu staje się kremowy, pudrowy. W fazie dojrzałej przypomina mi trochę Kenzo Flower.
Ładny i elegancki, słodki, przyprawowy zapach. Bardzo trwały, ale jak to w przypadku Bvlgari, projekcja bardzo nieśmiała - tylko przez pierwszą godzinę zapach mocno daje o sobie znać. Jeśli ktoś lubi zapachy nienachalne, delikatnie podkreślające nosiciela, Man in Black będzie dobrą opcją. Natomiast jeśli chodzi o bardziej wybujałe kompozycje, alternatywą będzie V&R Spicebomb.
7 Natural jest bardzo świeży, ale nie z gatunku wakacyjnych świeżaków. Podobnie jak w starszej "siódemce", motywem przewodnim jest tu kadzidło, ale takie mniej kościelne i bardziej uniwersalne. Zapach lekki, ale też daleki od mainstreamu. Na pewno nie dla każdego, ale wart poznania.
Świetny flanker L'Eau Bleue w superświeżej, krystalicznej wersji. Zapach oczywiście idealny na lato, ale i chłodniejszą porą również lubię go nosić. Podobnie jak protoplasta, lubi deszczową pogodę, wówczas jest mniej "suchy" i obfituje w kremowe akcenty. Szkoda, że nie jest tak trwały na mojej skórze jak inne wody Isseya, ale i tak zapach oceniam wysoko.
Issey Miyake lubi owoc yuzu. Issey Sport to taki zapach - psikus, bo w oficjalnym składzie brak yuzu, a czuć go od początku do końca jako nutę wiodącą. Jak dla mnie yuzu jest tu dużo więcej, niż w L’EAU D’ISSEY POUR HOMME YUZU. Sam zapach bardzo uniwersalny, na każdą okazję, świeży, trwały, raczej dla fanów cytrusów. Świetny także w chłodniejsze dni. Lubię go nosić nawet zimą, podobnie jak inne "Isseye", bo są to trwałymi zapachami.
Zapach jest określany jako orientalno-drzewny i jest to dobry opis. To jeden z tych zapachów, z których można wyławiać poszczególne nuty, ale tutaj ważniejszy jest finalny odbiór całej kompozycji. Otwarcie jest piękne, świeże i owocowe. Później dominują nuty drzewne, ale cały czas jest świeżo. Zapach jasny, świetlisty i świeży, dobrze ilustrowany przez piękny flakon. Projekcja dyskretna. Kolejna dobra pozycja od Bvlgari.
Dodam jeszcze, że to bardziej unisex, niż męski zapach.
BLV pour Homme to zapach trochę dziwny, niszowy. Niezrozumiały dla wielu osób, co przekłada się na jego krytykę. W przypadku takich zapachów, najlepiej przetestować i wyrobić sobie własne zdanie. Zapach faktycznie bardzo mydlany, raz nawet dostałem opinię, że pachnę bańkami mydlanymi. :) Jeśli chodzi o kategorię zapachową to BLV gra w tej samej lidze co Prada Amber, tyle, że Bvlgari ma dużo lżejsze otwarcie i słabiej projektuje. Trwałość jak zwykle w przypadku Bvlgari bez zarzutu.
Cenię Diora, ale Sauvage 2015 to niesmaczny wypadek przy pracy. Po takich kozakach jak Homme Parfum i Fahrenheit Parfum przyszedł czas na absolutnie bezpłciowego potworka, któremu nawet charyzmatyczny Johny nie pomoże. Szkoda, nie twierdzę, że dzisiaj perfumy powinny pachnieć jak stary Eau Sauvage, ale Sauvage 2015 to niestety jak dla mnie porażka. Ciekawe jak potoczą się losy tej marki w przyszłości...
Bardzo fajna kompozycja - mokry, górski las. Linia He Wood to przede wszystkim fiołek, ale w wersji Rocky Mountain jest on przykryty wetywerią i cedrem, co bardzo mi się spodobało. Nieco mroczny, drzewny, wilgotny, raczej unikalny zapach. Znakomity!
Znakomite perfumy. Zupełnie inne od oryginalnego Guerlain Vetiver. Tam wetyweria grała niepodzielnie pierwsze skrzypce. Tu jest nieco inaczej, nazwa Vetiver Extreme może być myląca, bo sugeruje jeszcze więcej wetywerii, tymczasem składnik ten jest tu nieco przykryty aromatami ziołowymi. Wetyweria jest nadal mocno wyczuwalna, ale zapach jest bardzo ziołowy. Znakomita interpretacja tematu wetywerii, bardzo ciekawa i oryginalna kompozycja.
Bardzo ciekawy zapach wieczorowy, bardziej udany moim zdaniem od wersji damskiej. Dominuje w nim słodycz (coś jakby tonka) wymieszana że świeżością. Idealny na ciepłe wieczory.
Zapach wybitnie wieczorowy, z początku słodki i ciężkawy, ale z czasem robi się trochę mało damski, choć może winne było pH skóry osoby testującej...
Encre Noire to mroczna wetyweria. I w zasadzie nie potrzeba mówić nic więcej. Wetyweria skąpana w ISO E Super. Kultowa już wariacja na temat wetywerii, którą docenią przede wszystkim fani tego arcyciekawego składnika.
Perfumy można polecić fanom oryginalnej Romy jako odmianę. Początkowa faza obu perfum jest bardzo podobna, czyli bardzo słodka (heliotrop?).
Klasyka świeżości. Zapach uniwersalny i zawsze poprawny. Na kazdą okazję. Odbierany pozytywnie przez jakieś 95% populacji naszego globu :)
Pierwszy Encounter nie powalił mnie, Encounter Fresh to już znacznie lepsza pozycja. Nuty mojito i rumu wprowadzają fajny klimat letniego wieczoru. Zapach świeży, ale dość intensywny.
Dark Obsession to obok CK Man najlepszą moim zdaniem pozycja w portfolio CK od czasów Euphorii. Piękny, szykowny, zamszowy zapach. Jak to CK - niby trochę mroczny, ale słodycz przełamuje mrok :)
Wspaniały. Kolejną damska kompozycja Kenzo utkana z niebanalnych składników. Słodkawy zapach na codzień. Moja ukochaną uwielbia. Oryginalne Amour jest moim zdaniem najlepsze z całej serii, ale polecam również wersję Indian Holi, jest naprawdę dobra!
Jeden z moich ulubionych zapachów damskich. Bardzo specyficzny, lekko budyniowa baza a na niej róża z kadzidłem. Kenzo - ta marka przyzwyczaiła już do niebanalnego podejścia w perfumiarskim mainstreamie.
Móc przypraw. Kenzo to jedną z moich ulubionych marek a Jungle to jeden z moich ulubionych zapachów. Dziki, nieokiełznany. Niezwykle charakterystyczny, wybujały bukiet egzotycznych przypraw. Dla mnie raczej na nieformalne okazje. Klasa!
Cechą charakterystyczną męskich zapachów Laury Biagiotti jest zmysłowość. Roma, pierwszy męski zapach marki, jest bardzo słodki i niezwykle zmysłowy. Z powodzeniem widziałbym w nim kobiety. Nie mógłbym nosić go codziennie, jest bardzo słodki. Ale doceniam kompozycję, zresztą dobre opinię na jej temat mówią same za siebie.
Ładne, delikatne, zwiewne, kwiatowe perfumy. Jak dla mnie utrzymane w stylu "miejskim", korporacyjnym.
Piękny zapach, który podoba się facetom. Niektórzy twierdzą, że to bardziej unisex - coś w tym jest. Świeży, kwiatowy, ale niebanalny. Parametry na skórze kobiety, którą nim wypsikałem były bez zarzutu. :)
Hit. Przepięknie odświeżony klasyk Fahrenheit. Zgadzam się z opinią wyżej - najbliżej mu do Fahrenheita Absolute, ale wersja Le Parfum ma odpowiednią moc i intensywność, jest również słodsza. Cała linia Fahrenheit jest znakomita, a Le Parfum to znakomite jej przedłużenie.
Wiele osób twierdzi, że to najlepszy zapach z serii Aqva. Ja wolę poprzednie wersje. Zgodnie z nazwą, zapach jest gorzki - i to mi się podoba. Ale jest w nim też jakaś syntetyczna nuta, o której słusznie pisze kolega wyżej. Polecam sprawdzić przed zakupem.
Na mojej skórze bardzo słodki. Z awangardą nie kojarzy mi się na pewno. Klasyczny słodziak z cyklu "ale to już było". Amatorom słodkich ulepków pokroju 1 Million na pewno się spodoba i właśnie ta grupa konsumentów powinna zainteresować się tym zapachem.
Trudno go opisać, ale jest naprawdę dobry. Coś jakby świeże, kremowe kadzidło. Trwały i bardzo oryginalny.
Podoba mi się, ale zapach ten jest już dziś bardzo staroświecki. Szykowny. Jest niczym kawałek jazzowy z lat 60' słuchany z winylu, znajdzie się dla niego publika.
Pozycja obowiązkowa dla fanów wetywerii, jeśli nie do noszenia, to przynajmniej do poznania. Także kolejny przykład jak mocno mogą różnić się wersje EDP i EDT. Woda perfumowana to ortodoksyjny wetiwer - rewelacja. Woda toaletowa jest łagodniejsza i odświeżona nutą cytryny - to może się pewnym osobom nie spodobać. Warto przetestować obie wersje. EDP dla mnie bomba.
Lubię takie klimaty, ale Midnight in Paris edp jest jak dla mnie zbyt monotematyczny. Na mojej skórze poza "spaloną gumą" wersji edp próżno doszukiwać się czegoś więcej. Wersja edt jest dużo lepsza. Nie jest tak płaska jak edp. Nuty skórzano-gumowe podszyte są słodkim tłem, co sprawia, że zapach jest dużo przyjemniejszy, bardziej intrygujący i niejednoznaczny. Polecam zatem wersję edt. Bardzo powszechne skojarzenia z Bvlagri Black jak najbardziej uzasadnione.
Znakomite! Francois Demachy stworzył kolejnego potwora, którego przytłaczające otwarcie w połączeniu z olbrzymią projekcją wręcz onieśmiela. Zapach w moim mniemaniu dużo lepszy od poprzedników Homme/Homme Intense, które nigdy mnie do końca nie przekonały. Wersja Parfum ucieka od irysowej dominacji, jest bardzo skórzana, niedyskretnie puszcza oko w kierunku Fahrenheita. I to mi się podoba!
Spodziewałem się zupełnie czegoś innego, zapachu tak krystalicznego jak flakon, a sam zapach jest na mojej skórze bardzo kremowy. Zawód bardzo pozytywny. :) Znakomite perfumy!
Szczerze mówiąc spodziewałem się gniota, ale marka Paco Rabanne mnie tym zapachem zaskoczyła. Przede wszystkim nie jest nudny czy wtórny. Otwrcie jest lepkie i słodkawe, później zapach przechodzi w wytrawne tony. Na mojej skórze w fazie serca od czasu do czasu czuć nutkę podobną do Kenzo Homme. Ciekawy zapach, wart sprawdzenia.
Bardzo męski, mocno przyprawowy zapach. Dzisiaj już w zasadzie vintage, ale wciąż daje radę. Raczej skomplikowany, na pewno nie da się go "rozgryźć" przy pierwszym kontakcie.
Cytrusy, cytrusy, cytrusy. Ortodoksyjne, wytrawne, świdrujące cytrusy.
Nawet tak prosty zapach może stać się niemal arcydziełem. Wspaniała woda kolońska od Diora! Piękny, naturalny, cytrusowy zapach podszyty piżmem. Czuć wysoką jakość składników, których użyto do produkcji tej wody. Początek cytrusowo-kremowy, przepiękny, później zapach staje się bardziej wytrawny, grejpfrutowy. Parametry jak na wodę kolońską niebywałe. Trwałość na mojej skórze całodzienna.
Bardzo udany zapach Bossa. Jak dla mnie mógłby się nazywać Bottled Intense. Jabłko w cięższym, bossowskim wydaniu. Na początku lekko przytłaczający, ale z czasem łagodnieje i ładnie się rozwija.
Zapach bardzo dobry. Nie jest przesadnie oryginalny, ale bardzo szykowny. Powiedziałbym, że to taka męska klasyka. Jest klasyczne otwarcie bergamotowo-lawendowe i klasycznie męskie, przyprawowe serce z miętą, pieprzem i kardamonem. Kiedyś używałem tych perfum, teraz wolę bardziej nieszablonowe kompozycje, ale jeśli ktoś poszukuje szykownych, klasycznych, nienachalnych, eleganckich perfum z nutą świeżości, będzie tym zapachem zachwycony.
Podobnie jak Summer Edition 2013. L'eau to świetna, odświeżona wersja klasycznego Azzaro Pour Homme. W 100% zachowuje charakter klasyka, jest natomiast lżejsza, czyli sprawdzi się przy okazjach, gdzie klasyk mógłby być zbyt przytłaczający. Cała seria Pour Homme to klasa sama w sobie.
Bardzo dobry, świeży, cytrusowy zapach. Przypomina mi świetne Azzaro Chrome Sport, ale nuty lawendy, jałowca i świerku czynią go bardziej uniwersalnym. Kolejna bardzo dobra pozycja od Kenzo.
Zupełnie nie moje klimaty. Jednak fanom słodziaków powinien się spodobać. W stylu Paco Rabanne.
Prawdziwy klasyk. Klasą bije od niego na kilometr. Osobom stawiającym na nowoczesność może wydać się nieco staromodny, ale to naprawdę wspaniałe perfumy, które kiedyś zagoszczą na mojej półce.
Klasyka letniej świeżości. Z klasyków wolę Acqua di Gio, ale Eau Fraiche też jest uniwersalny, przystępny i atrakcyjny dla otoczenia, co przekłada się na jego duża popularność.
Jedną z piękniej ujętych cytryn w świecie perfum. Jest cytryna soczysta, naturalna i przyjemna, niezbyt kwaśna i bardzo smaczna. Cytryny nie ma w składzie, ale na mnie ten zapach pachnie bardzo cytrynowo. Kiedy cytrusy i mięta powiedzą swoje z mojej skóry zaczyna unosić się piękny, różany zapach. Trwałość mogłaby być lepszą, ale zapach niezwykle udany. Jeden z tych, co chyba nigdy się nie zestarzeją.
Alberto Morillas napisał nowy rozdział wspaniałej historii. Profumo to dla mnie takie przydymione Acqua di Gio - z jednej strony oba zapachy są bardzo podobne, z drugiej Profumo jest delikatniejsze i przydymione co sprawia, że jego charakter jest inny. W przypadku większości perfum, aby je dobrze poznać, trzeba je trochę ponosić. Po kilku tygodniach noszenia wersji Profumo prawdopodobnie na wierzch wyszłoby więcej różnic. Szkoda, że tak późno poznałem tą wersję, jest nawet lepszą niż Essenza.
Szary BOSS, który niedługo będzie obchodził dwudzieste urodziny, wciąż jest atrakcyjny. Piękne i zmysłowe zielone jabłuszko. Myślę, że apogeum jego popularności już minęło i teraz jest czas na jego drugą młodość. Trochę się już ludziom znudził i masy przerzuciły się na inne zapachy, więc jest już mniej oklepany - poza tym jest to jeden z tych zapachów, które nigdy się nie przejedzą.
Oldschoolowy i potężny świeży słodziak o recepturze naładowanej najróżniejszymi składnikami. Prawdziwy mocarz o świetnych parametrach dla fanów bezkompromisowych perfum w starym stylu. Bardzo zmysłowy, ale to zmysłowość na miarę lat 80' :) nie tak delikatna jak dzisiejszy metroseksualny styl.
Bardzo fiołkowe perfumy idealne dla fanów tego kwiatu w perfumach. Raczej grzeczne i delikatne, nieinwazyjne, kojarzą mi się że statecznością i odpowiedzialnością.
Zapach bardzo w stylu Bvlgari, zarówno pod względem koncepcji jak i flakonu. Mamy herbacianą serię pour Homme dla mężczyzn oraz unisexową serię Eau Parfumée, której inspiracją są kolory herbaty. Pierwszą z serii - au The Vert - jest inspirowana herbatą zieloną. Zapach bardzo ciekawy, ale choć producent określa go jako unisex ja poleciłbym go raczej paniom. Zwłaszcza otwarcie jest bardzo damskie - później zapach ewoluuje w bardziej unisexowym kierunku. Polecam również wersję Extreme, która moim zdaniem jest jeszcze lepsza.
Słodki świeżak. Bardzo kobiecy. Trwałość na skórze mojej partnerki ok. 5-6 godz.
Jest moc. :) Uważam, że są to bardzo ładne perfumy. Władcze, z pięknym pomarańczowym otwarciem. Trwałość i projekcja olbrzymie. Pomimo cytrusowego charakteru, zapach z kategorii tych ciężkich i inwazyjnych.
Dla fanów mydełkowych perfum. Są niczym delikatna bańka mydlana. Warto przetestować.
Trwały i konkretny, słodki kadzidlak. Najpierw pieprzny, później łagodnieje, jest lekko "budyniowy". Ciekawy i niepowtarzalny.
Świetny, kardamonowy świeżak. Gdyby trwałość była lepsza, byłoby idealnie, ale za taką cenę nie ma co wymagać parametrów. Nazwa dobrze koresponduje z zapachem - po prostu czystość i świeżość.
Kiedy świeżość spotyka elegancję. Tak w skrócie można opisać Acqua di Gio Essenza. Bardziej spokojna wersja kultowego Acqua di Gio, bardziej elegancka, drzewna i bardziej uniwersalna moim zdaniem. Dla fanów klasyka zdecydowanie ciekawa propozycja. Rozważam zakup. Wcześniej zużyłem próbkę i brakuje mi go. Bardzo udana interpretacja.
Zapach ten powinien być wydany jako osobne perfumy, a nie flanker. Z oryginałem niewiele ma wspólnego. Są to niedoceniane, piękne perfumy. Kremowe i czyste jak biała koszula. Utkane z małej ilości składników, ale utkane mistrzowsko. Piękne połączenie wanilii i kwiatu pomarańczy. Raczej na wiosnę i jesień, latem pomarańczowe otwarcie może być męczące.
W przeciwieństwie do nudnego L'Homme Ideal wersja Cologne jest znakomita. Awangardowy zapach spoza głównego nurtu, oryginalny. Dla mnie trudny do opisania, ale uwielbiam go. Trwałość na mojej skórze ok. 8 h. Projekcja przez pierwsze 2-3 h niezła, później zapach staje się bliskoskórny. Jak dla mnie do noszenia na wszystkie okazje.
Bardzo ładna wersja Chrome. Cytrusy + kardamon. Nie tak dobra jak Chrome Sport, ale trzyma poziom. Na upalne dni jak znalazł.
"Dosłodzona" wersja oryginalnego Nuit d'Issey. Ciekawa propozycja wieczorowa.
Odważna kompozycja, która jako jedna z niewielu dostępnych na rynku spełnia złożone obietnice o "morskości" perfum. Serce zapachu wypełnia słona, morska woda. Perfumy te zdecydowanie ocierają się o niszę. Bvlgari potwierdza, że to marka z klasą. Nie dla każdego, ale zdecydowanie warte poznania. Polecam testy przed zakupem. Bardzo realistyczny, słony zapach morskiej wody na skórze to dość osobliwe doznanie.
Nazwa trochę myląca. Perfumy bardziej cytrusowe, niż wodne. Ładne, ale uważam, że zdecydowanie lepszy i bardziej morski jest flanker Aqua Marine.
Piękny flakon, płynnie przechodzący od szronionego szkła na górze ku transparentnej, pięknej zieleni na dole. Sam zapach jest tak zielony jak flakon i kartonik. Otwarcie na mojej skórze wręcz trawiaste. Bardzo ładna interpretacja - klasyka na upalne dni - w stosunku do oryginału mniej złożona, bardziej minimalistyczna, ale nie mniej ciekawa. Klasyk jest słodki, wersja Yuzu wytrawna. Projekcja po 3 godzinach raczej powściągliwa. Trwałość jak na tego typu letni i świeży zapach bardzo dobra. Uważam, że to bardzo udane perfumy.
Fenomenalny zapach. Nie wiem dlaczego został wycofany z produkcji. Deszczowy las, kwiaty, zioła, mchy. Zielono mi... :)
Bardzo świeży, a przy tym dość neutralny, subtelny i nienatarczywy. Nie bombarduje owocami. Jest przyjemnie chłodny. Zgadzam się, że tylko na gorące dni.
Niezwykle szykowny świeżak. Podobają mi się eleganckie, skórzano-zamszowe nuty w akordzie serca. Jest to zapach idealny dla osób, które poszukują świeżych perfum, ale nie chcą pakować się w banalne i infantylne kompozycje. Dla kogoś, kto chce pachnieć świeżo, ale z klasą.
Świeża, ale trochę sucha propozycja dla miłośników składnika ISO E Super. Nazwa dość dobrze oddaje charakter tych perfum. P.S. Lalique Encre Noir też ma dużo ISO, ale to jednak dwa zupełnie różne zapachy.
Uważam, że Scent to bardzo ładny zapach. Otwarcie intrygujące, jakby unisexowe, później robi się bardzo kwiatowo i kobieco. Chyba coś w tym jest, co napisała Joanna. Facetom ten zapach się podoba, ale wiele pań nie chce go nosić. A szkoda...
Klasyk od Kenzo. Niepowtarzalny, niebanalny, z charakterem. Kiedyś nie lubiłem, dzisiaj mam o nim bardzo dobre zdanie. Powoli do niego "dorastam". Być może niebawem zacznę go nosić. Świeżo-drzewne cudeńko. :)
Zapach nie spodoba się każdemu. Jest bezkompromisowy. Nie zalicza się do lekkich i przyjemnych, słodkich killerów, jakich wiele na rynku. Na początku odrzucił mnie swoim stanowczym, suchym i wytrawnym charakterem, ale z czasem przekonałem się do niego. Jest bardzo męski. Słodkie otwarcie szybko znika. Po nim do głosu dochodzi pieprzne, skórzane i mocno wytrawne brzmienie, podszyte lekko słodkim, żywicznym tłem. Kadzidła nie czuję tu za bardzo. Raczej trudny w odbiorze zapach. Mnie jednak się spodobał. Warto dać mu szansę i przekonać się samemu. Myślę również, że może się spodobać osobom lubiącym L'Eau d'Issey Pour Homme Sport, jako alternatywa na wieczór.
Ładny, świeży, elegancki zapach. Bliskoskórny i delikatny. Spodoba się amatorom wyważonych, dyskretnych kompozycji.
Bezkompromisowe i imponujące ujęcie kościelnego kadzidła. Loewe pokazało w tym zapachu iście niszowe podejście do sztuki perfumeryjnej. Zapach dla fanów kadzidła, którzy dokładnie wiedzą, czego od niego oczekują. Tutaj serwowane "po jasnej stronie mocy", bez mroku, w ujęciu sakralnym. Fani tego typu klimatów będą tym pachnidłem zachwyceni.
Fajna, miodowa, słodsza wersja klasycznego L'Eau D'Issey. Issey ściągnął tu sporo z męskiego klasyka i wyszło bardzo fajnie. Zapach godny polecenia.
Spodziewałem się więcej po tym zapachu. Wersja męska wciąż zachwyca, damska trochę ginie w tłumie kwiatowych perfum. Moja ukochana chciała je zmyć pół godziny po aplikacji. Na szczęście powstała wersja Absolue. Opinia dotyczy wersji edp.
Kolejna wersja Summer od Isseya. Najlepiej można ją opisać jako kompozycję znajdującą się gdzieś pomiędzy klasycznym L'Eau d'Issey pour Homme i wersją Sport - zawiera nuty obydwu tych zapachów. Przeważają jednak akcenty wersji Sport. Trochę wtórny, ale fajny zapach na lato.
Najnowsza propozycja z serii L'Eau od Kenzo jak dla mnie jest poprawna. Na początku trochę sucha, później bardziej kremowa świeżość. Trochę cięższa od wersji klasycznej. Słowo Intense w nazwie jest jakoś uzasadnione. Zapewne znajdzie swoich amatorów, nie sądzę jednak, aby stała się hitem.
Przepiękne perfumy. Słodkie (otwarcie przyprawowe i nieco wytrawne, ale później - im dalej, tym bardziej słodko). Orientalne - wprawiają mnie w cudowny nastrój. Pięknie ewoluują na skórze. Bardzo trwałe. Jestem od nich uzależniony.
Pudrowy i niezwykle przyjemny, edp to jeden z moich ulubionych damskich zapachów, uwielbiam kiedy kobieta nim pachnie. Wersji edt nie znam.
Katefit, piszesz o wersji edt? Ja słyszałem, że edp lepsza. W sumie nie wiem czy przetestować obie, czy może edt darować sobie...
Jak to CK - specyficzne otwarcie. Świeżo-słodki, przyjemny, zmysłowy. Nie jest to mój TOP, ale na pewno kiedyś do niego wrócę.
CK Man jak najbardziej może przypominać Fahrenheita. Niektórzy po prostu nie potrafią zrozumieć tak banalnej kwestii jak to, że dany zapach na każdej skórze będzie pachniał trochę inaczej, odmienne charakterystyki i ph ludzkich skór powodują wyostrzanie lub tłumienie pewnych nut zapachowych kompozycji, do tego dochodzą subiektywne skojarzenia nosicieli. Ja jestem fanem Fahrenheita i w moim przypadku skojarzenia z tym zapachem są bardzo mocne - CK Man pachnie na mnie jak mocno dosłodzony Fahrenheit bez ogóra. Świetny zapach! Na pewno niebawem znajdzie się w mojej kolekcji. Gdyby był bardziej trwały byłby idealny, ale i tak nie jest źle.
Z początku spodobał mi się, ale zdecydowanie czegoś mu brak. Zgadzam się z Jareckym - niby ładny, ale ulotny, bezimienny. Jego zaleta - cena.
Jako uzupełnienie powyższych "ciekawostek" dodam, że nie radzę trzymać perfum w łazience. Łazienka = duża wilgoć + skoki temperatur czyli wszystko to, co sprawia że perfumy się psują. Kiedyś trzymałem kilka flakonów w łazience i część tego nie wytrzymała, na szczęście to nie były moje ulubione zapachy.
Kojarzycie zapach kadzidełek z indyjskich/buddyjskich sklepów? Jeśli tak, to mniej więcej wiecie już jak pachnie Kouros :)
Zapach skrojony idealnie dla fanów eleganckiej, delikatnej lawendy. Trzeba przyznać, udana kompozycja.
Na mojej skórze parametry zapachu słabiutkie i być może to jest przyczyną tego, że wydał mi się mało wyrazisty i miałki. Potestuję jeszcze, ale chyba nie moja bajka.
Nie do końca rozumiem jak można nie dostrzegać podobieństwa wersji Aqua z klasycznym Fahrenheitem. Przecież Aqua to znakomita interpretacja klasyka! To wejście starego Fahrenheita w świat świeżaków - nie ma nut "benzynowych", jest natomiast ten charakterystyczny fahrenheitowski "ogór". Niebanalna świeżynka. Jak dla mnie, świetny zapach.
Świetny zapach, moją kobieta stwierdziła, że muszę go mieć. :) Otwarcie trochę dziwne, ale później rewelka, na mnie pachnie lekko i świeżo - niczym nocny, trochę mroczny, zmysłowy świeżak. Brawo Kenzo.
Zapach lubiany przez wiele osób. Na mnie pachnie jednak jak tanią guma balonówą. :( Tak więc klasyczna Euphoria w moim przypadku dużo lepsza.
Klasyk, wciąż atrakcyjny. Wiele osób ubolewa, że to już nie to samo co kiedyś, ale takie czasy. Mało która legenda wybroniła się przed reformulacjami. Ja uważam jednak, że Fahrenheit jest znakomity i basta. Szkoda, że nie mogę go nosić - na mojej skórze zapach rozwija się nieprawidłowo, akcenty "benzynowe" są przejaskrawione, nie czuć natomiast za bardzo "ogóra", który na innych osobach czy na papierku wybrzmiewa w pełnej krasie. Szkoda.
Zapach fajny jeśli chodzi o żel do kąpieli. Mam też sentyment, bo na studiach używałem wody po goleniu. Ale raczej nie wyobrażam sobie abym dziś mógł używać wody toaletowej...
Po prostu znakomite! Na ten moment używam próbki, ale zakup flakonu jest kwestią czasu. Ciepłe i zmysłowe, nieco trudne do zdefiniowana gdyż jak wiele innych pachnideł Azzaro, mają tę charakterystyczną nutę świeżości. Visit ma godnego konkurenta.
Andrzeju, popełniasz klasyczny błąd uznając jako pewnik dla 100% ludzkości Twoją zwyczajnie subiektywną i w dodatku niezbyt przemyślaną opinię. Dla przykładu, ja z 2-3 dniowym zarostem chodzę nawet do pracy i jakoś tak się składa, że używam Isseya i Isseya Intense, więc nie pisz, że to zapach dla panienek. Panowie, moja druga połówka odpływa kiedy pachnę tymi perfumami. :) Wgryza mi się w szyję żeby wszystko wywąchać. Uwaga, nie na każdej skórze ten zapach zagra (jak każdy inny zresztą), może zapachnieć jak zatęchła sadzawka (jeśli się nie mylę to chyba lilia wodna daje taki efekt), więc radzę gruntownie przetestować przed zakupem.
Kwiaty na miodzie - tak na mnie pachną te perfumy. Fenomenalny zapach. I na pewno nie tylko na lato.
Słodziak, przyjemny, delikatny. Dla mnie zbyt delikatny, trochę brak mu "tego czegoś". Taki jakby bardzo niewinny, na pewno nie dla faceta który "żyje pełnią życia" (wiem, że to banał, ale w tym miejscu pasował mi idealnie :) ). Ale całkiem fajny, warto spróbować. Wg mnie dużo lepszy od pierwszego The One.
A co do opinii Anny i jej skojarzeń z Kubańczykiem, to oczywiście tego typu teksty należy ignorować. Nie wiem skąd ludziom to przychodzi do głowy.
Nieee, nie moje klimaty. Ładnie rozwija się na skórze, ale jeśli ktoś nie lubi klimatów syntetycznych odświeżaczy powietrza, to nie polecam, pierwsze pół godziny tego zapachu zamęczy. Warto więc przetestować przed zakupem. Trwałość też taka sobie, a powinna być dużo większa, w końcu to Dior!
Fajny. Podobny do Chrome Legend, ale delikatniejszy, otwarcie jest słodkawe.
Podoba mi się konsekwencja Azzaro, United to już piąta "regularna" edycja Chrome (nie licząc edycji limitowanych) i kolejna, która nie jest oderwaną od serii, posiada DNA swoich poprzedników.
Zapach zdecydowanie nie dla mnie, ale bardzo ciekawy i dość kontrowersyjny, zwłaszcza biorąc pod uwagę datę powstania. Taki trochę (bardzo?) kobiecy. Podobno reformulacje mu nie zaszkodziły, co jest w sumie rzadkością w świecie perfum. Chętnie poznam pozostałe zapachy tej marki, bo powiem tak: nosić nie trzeba, ale znać warto. :)
Z całej trójki (Bvlgari pour Homme, pour Homme Extreme, pour Homme Soir) wersję Extreme uważam za zdecydowanie najlepszą. Największą wadą całej serii jest bliskoskórność tych zapachów i niestety dotyczy to także wersji Extreme, a szkoda. Uczucie niesamowitej świeżości po aplikacji jest po prostu wspaniałe.
Widzę tu sporo negatywnych opinii na temat tego zapachu, z którymi się osobiście nie zgadzam. Chrome Sport to kolejna udana propozycja od Azzaro warta swej ceny. Oczywiście zawsze znajdą się malkontenci kręcący nosem, ale jeśli ktoś wymaga od zapachu z półki 'sport' w cenie 100PLN/100ml wyrafinowania, geniuszu, mega trwałości i jakiegoś objawienia perfumeryjnego to chyba pomylił adres, takich rzeczy wymaga się od topowych zapachów Diora, Prady czy marek niszowych. Chrome Sport to bardzo przyzwoity wodniak w przystępnej cenie.
Zapach jest bardzo świeży, intensywny. Ma też charakterystyczną, wpisaną w rodowód całej linii Chrome metaliczną nutę. Świetna projekcja, zwłaszcza przez pierwsze 2-3godz. Jest to prostolinijna kompozycja, co dla jednych będzie zaletą, dla innych wadą. Jeśli ktoś nie lubi tego uczucia, kiedy przyjemne otwarcie znika po 15min., powinien sięgnąć po Chrome Sport. Przejście do akordu serca jest powolne, bardzo płynne i subtelne, cytrusy bardzo ładnie przechodzą w nuty wodne bez dysonansów i zbędnych rozczarowań:)
Reasumując, w tej cenie produkt jak dla mnie jak najbardziej wart uwagi. Kupiłem w ciemno przy okazji innego zakupu i nie żałuję.
Bez urazy, ale powyższa opinia jakoby był to zapach ostry i świdrujący to bzdura.
Herbaciane otwarcie jest dość specyficzne i nie do końca mi odpowiada, ale projekcja jest bardzo słaba, nie ma mowy o świdrowaniu. Późniejsze akordy są wspaniałe, delikatne, choć nie zabrakło też ciemniejszych akcentów. Byłby to cudowny zapach niestety słabiutka projekcja to zdecydowany minus - ale i tak zastanawiam się nad zakupem.
Zapach bardzo ładny, świeży, ulotny, delikatny, w środkowych akordach pachnie mi melonem... Niestety po teście próbki na skórze mojej ukochanej, nietrwały, co skreśliło ten zapach z naszych zakupowych planów.
Miałem kilka podejść do tego zapachu, co kilka lat wracam do testowania próbek i za każdym razem rezygnuję z zakupu. Pierwsze wrażenie to zawsze euforia świeżości, ale później czegoś jednak brakuje... Jednak wolę bardziej konkretne Azzaro Chrome Legend.
Ostry i konkretny. Na początek mocne uderzenie metalicznych cytrusów, później metaliczna świeżość, aż do metalicznej słodyczy. Chrome Legend to prawdziwy świeżak "z jajami". W dodatku wydajny i trwały.
Zapach bardzo ładny, jak na świeżaka w moim przypadku, dość trwały. Jest jakby lekko ziołowy, co dodaje mu nieco elegancji i szyku. Jak dla mnie, zapach dość uniwersalny, fajnie nosi się go nawet w chłodniejsze dni.
Firma NANOSOFT nie odpowiada za treści wprowadzane przez użytkowników witryny Dolce.pl.
Firma NANOSOFT zastrzega sobie prawo do niepublikowania treści wprowadzanych przez użytkowników według własnych kryteriów.