Sophie

Sophie
Kobieta
Rok urodzenia: 1992
Niespokojna dusza, odrębna kategoria logiki, maniaczka perfum. :)
Pracownicy perfumerii stacjonarnych mnie raczej nie lubią, bo włażę im do sklepów regularnie, spryskuję się testerami i znikam z pustymi rękami. :D

Ulubione produkty

Chcę mieć

Perles de Lalique Zestaw upominkowy EDP 100ml + balsam 100ml
Thierry Mugler Alien Woda perfumowana spray - możliwość napełniania 30ml
Hermes Kelly Caleche Woda toaletowa spray 100ml
CHANEL Allure Sensuelle Woda perfumowana spray 35ml

Uwielbiam

Hermes Kelly Caleche Woda toaletowa spray 100ml
Flower by Kenzo Woda perfumowana spray 50ml
Terre d'Hermès Woda toaletowa spray 100ml
Revlon ColorStay Podkład cera mieszana i tłusta SPF 15 30ml 150 Buff
CHANEL Allure Sensuelle Woda perfumowana spray 35ml
Thierry Mugler Alien Woda perfumowana spray - możliwość napełniania 30ml
Jesus Del Pozo Halloween Woda toaletowa spray 100ml
Kenzo Jungle Elephant Woda perfumowana spray 30ml

Używam

Bourjois Blush Róż 2,5g 17 Rose Fougue
Flower by Kenzo Woda perfumowana spray 50ml
Revlon ColorStay Podkład cera mieszana i tłusta SPF 15 30ml 150 Buff
Max Factor 2000 Calorie Full Volume Tusz do rzęs 9ml Black
Cacharel Eden Woda perfumowana spray 30ml
Calvin Klein Eternity Woda perfumowana spray 50ml
Jesus Del Pozo Halloween Woda toaletowa spray 100ml
Kenzo Jungle Elephant Woda perfumowana spray 30ml

Nie dla mnie

Davidoff Cool Water Woman Woda toaletowa spray 15ml
Versace Vanitas Woda perfumowana spray 30ml

Napisane opinie

Patrząc na nuty to spodziewałam się czegoś odrobinę bardziej wyrazistego (szczególnie widząc, że zawiera różowy pieprz). Na mojej skórze ten pieprz w ogóle się nie ujawnia, a szkoda. Guilty jest bardzo delikatny i słodki. Co prawda jest wyjątkowo urokliwy, ale niestety nietrwały. Na skórze utrzymuje się najwyżej 4 godziny, po tym czasie nawet jak dociskam nos do nadgarstka to już nic nie czuję. Opakowanie do mnie nie przemawia.

Dostałam od brata na święta. Nie wiem jak to wymyślił, bo sama nigdy bym sobie tego zapachu nie kupiła. Nie uważam, że jest brzydki, ale jakoś nie w moim stylu.
Tropical Passion jest słodkawy, nieduszący, czuć dużo owoców, jakieś kwiaty. Nie zmienia się na skórze, po prostu stopniowo słabnie. Bardzo niezobowiązujący, wyłącznie na dzień i to w ciepłą pogodę.
Trwałość koło 3 godzin.

Mam go od ponad pół roku, praktycznie nie widzę ubytku (a używam dość często). Chyba prędzej róż się przeterminuje, niż zdołam go zużyć do końca :D
Jest trwały, ma śliczne, praktyczne pudełeczko. Fajnie, że jest dołączony pędzelek, ale moim zdaniem ma trochę za miękkie włosie i ciężko nim nałożyć kosmetyk. Dlatego w domu używam innego pędzla, a tym dołączonym robię ewentualne poprawki w ciągu dnia (co zwykle nie jest konieczne, ze względu na wspomnianą już trwałość).

Bardzo fajny lakier, można nim uzyskać bardzo modny efekt popękanego lakieru na paznokciach. Nakłada się go na wierzch dowolnego kolorowego lakieru (nie musi być to wcale lakier firmy IsaDora), w miarę zasychania tworzą się na nim pęknięcia, które odkrywają lakier, którego użyliśmy pod spód. No, to tyle teorii :D
W praktyce dość szybko ściera się z paznokci, nawet gdy na wierzch nałoży się warstwę przezroczystego lakieru dla utrwalenia. Poza tym strasznie szybko gęstnieje w buteleczce, kupiłam go jakiś miesiąc temu i już jest wiele bardziej gęsty niż na samym początku, co trochę utrudnia uzyskanie odpowiedniego efektu.
Mimo wszystko polecam, bo to świetny pomysł na paznokcie, na imprezę. :)

Envy było bardzo ładne i bardzo ciekawe. Envy Me jest za to takie jakieś nudne i pospolite. Bo takich kwiatowo-słodkich zapaszków jest cała masa. Nadaje się na ciepłe dni, na zimę za mało wyraziste, a na wieczór też niespecjalnie mi pasują.
Trwałość średnia, maksymalnie 6 godzin.

Mają je prawie wszystkie moje ciotki. :D
5th Avenue są spokojne, słoneczne, radosne, subtelne, przy czym eleganckie. Czuję w nich kwiaty i trochę ciepłej wanilii.
To zapach uniwersalny. Nadaje się i na co dzień i na wieczór. Jedyna wada tych perfum to to, że nie wyróżniają się niczym szczególnym, są mało wyraziste.
Trwałość- na mnie jakieś 4 godziny, ale na innych jakoś dłużej je wyczuwam.

Przypomina mi Opium YSL, ale Obsession jest jednak bardziej ułożone, uporządkowane i nie aż tak intensywne. Chociaż mocy i trwałości mu wcale nie brakuje, wciąż killer. :)
I tak jak Opium kojarzy mi się z uwodzicielką nieco chaotyczną, dającą się ponieść emocjom, nie kierującą się logiką, tylko uczuciami, tak Obsession to femme fatale, która zawsze ma gotowy plan w głowie, zachowuje chłodną logikę w uwodzeniu. A obie jednakowo piękne i seksowne. :)

Słabiutko! Nie dość, że po 2 godzinach zaczynam się świecić (a normalnie moja skóra nie ma aż takich skłonności do świecenia), to do tego podkład okropnie ciemnieje :( Miałam odcień 125 i jak zaraz po nałożeniu wygląda świetnie, tak nie mijała godzina i twarz była wyraźnie ciemniejsza, co jak wiadomo nie wygląda zbyt estetycznie.
Poza tym strasznie zatyka pory.
Tak więc buteleczka poszła w świat, bo szkoda mi skóry.
Nie polecam, lepiej rozejrzeć się za ColorStay od Revlon, cena podobna, a jest o wiele lepszy.

Są słodkie, tak trochę orientalnie mi się kojarzą, tylko, że ta słodycz jest raczej syntetyczna i dusząca.
Na początku bardzo intensywne, ale po maksymalnie 4 godzinach znikają ze skóry.

Jest przyjemny, ale szału nie ma. Cytrusowo świeży, jednocześnie słodkawy. Idealny dla nastolatek, albo młodych kobiet, od których aż bije optymizm, ten zapach będzie to ładnie podkreślał. :) Nadaje się na ciepłe, słoneczne dni.
Niestety, jest szalenie nietrwały, po dwóch godzinach musiałam przykładać nos do nadgarstka, żeby cokolwiek poczuć.

Bardzo dobry tusz. Ma fajną szczoteczkę, dobrze rozdziela i wydłuża rzęsy. Jakiegoś wyraźnego pogrubienia nie zauważyłam. Jeśli chodzi o minusy, to dość szybko zasycha w opakowaniu, 3 miesiące i po zabawie.

Mój brat dostał je kiedyś w prezencie. Uważa, że są nudne i psika się nimi na co dzień, od niechcenia, żeby po prostu je zużyć. Ja też mam wrażenie, że są nudne i prawdę mówiąc to nie jest zapach, za którym bym się obejrzała. Mam wrażenie, że masa mężczyzn pachnie tymi perfumami (bądź ich podróbkami) przez co wydają się być ciut tandetne.

Pachnie majem, tak najlepiej można to określić. Myślę, że ze względu na to, że mocno czuć w nim konwalię. Envy jest świeży, czysty, wiosenny i wesoły. Nie wiem, nie ma wiele wspólnego z 'tytułową' zazdrością ten zapach. :)
Pomimo słabej siły rażenia (raczej nie zostawia za noszącą osobą 'ogona'), jest bardzo trwały, świetny na co dzień, wiosną i latem.

Bardzo fajny zapach. Na początku czuć pieprz, ale nawet jak po paru godzinach zniknie, to zapach dalej ma pazur, nie robi się mdły i nudny. I moim zdaniem pasuje do młodych dziewczyn, jakoś nie mam skojarzeń, że "to perfumy dla starszej pani".
Trwałość możliwa, około 5 godzin.

Przy wyborze podkładu zwracam uwagę głównie na dwie rzeczy: czy kryje różne 'niespodzianki" i czy nie jest jednocześnie za ciężki i zapychający pory. ColorStay radzi sobie z tym wszystkim doskonale. Jednak czy trzyma 16 godzin? No nie wiem, do 10 maksymalnie bez poprawek, ale to i tak bardzo dobry wynik :)
Kolor nr. 150 to chyba najjaśniejszy z palety, więc polecam dla bladych osób.

Proszę państwa, mamy zwycięzcę! Klasyczne Allure bardzo mi się podobało, ale dzisiaj dorwałam w końcu próbkę Allure Sensuelle i to jest dopiero to! Już nie tak uniwersalne jak pierwowzór, bardziej wieczorowe, cięższe i już nie na każdą porę roku. Są bardziej orientalne i drzewne niż klasyk, a ponieważ uwielbiam takie klimaty, to Allure Sensuelle jednak wygrywa. :)

No nie wiem. W porównaniu do pierwowzoru są kiepskie. Bo po co zmieniać coś, co już samo w sobie jest świetne? Eau Sensuelle to właściwie to samo co klasyczne Hypnotic Poison, tylko mniej intensywne, mniej trwałe, a kosztują tyle samo. Osobiście polecam zwykłe Hypnotic Poison.
Eau Sensuelle jest lepsze tylko w wypadku, kiedy klasyczna wersja powoduje u kogoś migrenę, ale zapach się bardzo podoba.

Całkiem możliwe perfumy, pachną trochę jak połączenie Angela i Halloween J. Del Pozo. Jednak nie są jakoś wyjątkowo zachwycające, bo tak jak w klasycznym Angelu ani w Halloween nie czuję tej słynnej "trupiej nuty" to tutaj zaczynam rozumieć, o co chodzi. Bo Le Lys jest jednak jakiś taki zimny i niepokojący, chociaż jeszcze nie brzydki.
Jednak z tej serii to Angel różany najbardziej mi się podoba.

Aj, kiedy ja się oduczę wyobrażania sobie zapachu patrząc na nazwę i buteleczkę... Bo w tym wypadku flakon, który nawiązuje w zabawny sposób do granatu ręcznego i sama nazwa Flowerbomb sprawiły, że wyobraziłam sobie, że jedno psiknięcie i poczuję się, jakby mnie przysypali po szyję różami, jaśminem, orchideami... Innymi słowy, że to będzie ciężki, duszący, nachalny kwiatowy zapach. I bardzo chciałam, żeby taki był. Tylko, że gdy już dorwałam próbkę, to było raczej, jakby ktoś nagle wysypał na mnie te kwiaty z małego wiaderka, nie z ciężarówki. O wiele mniej "killerowaty" niż oczekiwałam.

Ta ogórkowo-jabłkowa świeżość wydaje mi się okropnie dziecinna. Dlatego zapach jest wesoły, ale absolutnie nie uwodzicielski. Kolejny szalenie popularny zapach, którego fenomenu nie jestem w stanie pojąć.

Nie, nie są identyczne jak Opium. Opium jest słodsze, Youth Dew bardziej wytrawne. Może to przez goździki, które tutaj wyczuwam, a w Opium jakoś nie.
Jednak Youth Dew nie przemawia do mnie jakoś szczególnie, brakuje mi w nim tej słodyczy.

Najpierw moją uwagę przykuł flakon- bardzo ładny, w wersji edp z tym wymalowanym gorsetem nawet ładniejszy, więc właśnie to tą wersję wypróbowałam. Zapach jest bardzo elegancki i zmysłowy, tylko na wieczór. Jakoś na dzień mi nie pasuje. Jednak brakuje mi w nim pazura, czegoś, co by mnie absolutnie zachwyciło, bo brak w nim jakiejś takiej jednej, charakterystycznej nuty. A szkoda.

Na początku jest bardzo ładny, jaśminowo-różano-kwiatowy, tylko, że w pewnym momencie coś idzie nie tak i na mojej skórze robi się mdły i byle jaki, i w ten sposób uparcie trzyma się skóry wiele godzin. Co nie zmienia faktu, że na innych pachnie z reguły przepięknie, więc warto spróbować.
Allure bardziej mi podchodzi.

Zachwycający początek, pikantny, czuję pieprz. Tylko szkoda, że po jakichś 2-3 godzinach znika i zapach robi się słodko-kwiatkowy, momentami nawet świeży. Wiadomo, kobieta zmienną jest, ale Elle zmienia się aż za bardzo, przez co jednak nie polubiłam się z tym zapachem.
Trwałość dobra, z 7-8 godzin.

Na początku podchodziłam do niego jak pies do jeża, bo znajoma stwierdziła, że to zwyczajny "rozwodniony angel". Jednak pewnego dnia coś mnie natchnęło i postanowiłam spróbować. I jestem zadowolona, bo pomimo, że pierwsze wrażenie po rozpyleniu to rzeczywiście "rozwodniony angel!" to później robi się bardziej owocowy i nie tak zabójczo słodki. Trwałość na mnie raczej słaba.
Polecam spróbować każdemu, kogo klasyczny Angel przytłacza i poddusza (ale jednak zachwyca), może Innocent okaże się odpowiedni. :)

Jest ciężkawy, czuć w nim owoce i jest słodki. No fakt, przyjemny dla nosa, ale w sumie to niczym nie zaskakuje. Nie jestem w stanie zrozumieć ich fenomenu.
Gdzie się nie ruszę, to zawsze na kimś czuję ten zapach.
No wiadomo, co kto lubi, ale gdybym spryskana tymi perfumami usłyszała od jakiegoś chłopaka "Ładne perfumy. Takich samych używała moja była" to nie dość, że bym się wkurzyła, to najprawdopodobniej wcale by mnie to nie zdziwiło jakoś wybitnie. :) Więc ze względu na przesadną popularność tego zapachu jestem na nie.

Bardzo dobry tusz- nie kruszy się, więc pod koniec dnia nie wyglądam jak panda, wygodna szczoteczka (nie żadna beznadziejna gumowo-plastikowo-wyginająca się, tylko porządna "klasyczna"). Rzęsy po użyciu tej maskary są grubsze, dłuższe, ale wyglądają bardzo naturalnie (nie są posklejane i nie wyglądają jak "owadzie nóżki", czego strasznie nie lubię :] )

Słodziutki zapach. Coś jakby Angel Muglera zmieszany z anyżem. Niby dobre połączenie, anyż czyni zapach jakby delikatniejszym, ale jednak mi nie pasuje. Na mojej skórze zwyczajnie kwaśnieje, co sprawia, że pomimo, że na papierku pachnie obezwładniająco, tak na mnie zwyczajnie robi się obrzydliwy.
Niemniej polecam wypróbowanie na sobie, wszystko zależy od chemii skóry...
Trwałość przeciętna, do 5 godzin.

Och, lubię ten zapach.
Klasa i elegancja porównywalna z Chanel No.5, ale pewna kolońska nuta (której jeszcze nie umiem określić, za mały poziom wtajemniczenia) sprawia, że to swego rodzaju "Chanel No.5 na dzień".
Tak samo jak w wypadku "piątki" uważam, że to zapach odpowiedni od pewnego wieku, ale tutaj jestem już w stanie wyobrazić sobie 25-latkę odzianą w delikatną (powtarzam: DELIKATNĄ) mgiełkę tego zapachu.
Nawet edt zachwyca trwałością.

Ulubiony zapach mojej cioci (która wprowadziła mnie w świat perfum), więc okazji do przetestowania było wiele.
Po pierwsze, edp jest trwalsze niż perfumy! Jestem zaskoczona, tym bardziej, że zarówno perfumy jak i edp były na 100% oryginalne.
Ciężki zapach, nieomal wżerający się w skórę. W tym konkretnym wypadku jestem zmuszona przyznać, żeby używać tych perfum, trzeba być w pewnym wieku. Myślę, że ta granica jest na poziomie około 35 lat. Jakoś nie wyobrażam sobie na przykład 25-latki, lub siebie (19 lat) wystrojonej w ten zapach. No chyba, że na wiedeńskim balu w operze. To jedyna okazja, w której wyobrażam sobie użycie tego zapachu.
Zapach trwały, bardzo ciężki, oszałamiający różą i przepięknym jaśminem.
Osobiście nie byłabym w stanie go używać, ale doceniam jego wkład w perfumiarstwo.
Niezbędne jest sprawdzenie go na sobie, bo to nie jest typowy zapach, jaki możemy znaleźć na sklepowych półkach.
To Klasyka, przez duże "K".

Wykastrowane Opium :(
Czyli innymi słowy Opium pozbawione swojej erotycznej mocy. Raczej przyjemne, bardziej ukwiecone niż oryginał, trochę lżejsze i nowocześniejsze, ale jednak nie tak samo uwodzicielskie.
Jednak patrząc na pozytywy: Idealna wersja na co dzień, według mnie :D Jednak na chłodniejsze dni.
Trwałość gorsza niż klasyczne Opium, 4-5 godzin.

Aliena ubóstwiam. Angela bardzo lubię. Ale Womanity?
Niby jest słodkawe, delikatne, ale jest w nich jedna rzecz, która sprawia, że absolutnie dyskwalifikuję zapach - pachną jakoś tak słono. Gdyby nie to, to myślę, że może i by mi się podobały, ale porażać (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) to by nie porażały.
Za to są trwałe, na ubraniach. Na mojej skórze trochę mniej.
W każdym razie warte przetestowania, bo nie ma chyba nic podobnego do Womanity.

Świeży zapach, ale nie świeży "ogórkowo", tylko raczej świeży pieprzno-cytrusowo. Nie jest słodki, ani kobiecy, bo w sumie nie takie jego zadanie. Jest energetyzujący i orzeźwiający, faktycznie sportowy, więc nazwa jest adekwatna do samego zapachu :)

Dwa słowa: Syntetyczny grejpfrut. I to syntetyczny do bólu. Dużo więcej nie umiem o tych perfumach powiedzieć. W dodatku intensywny i trwały.

Nazwa i flakon sugerowały, że w środku będzie zapach pieprzny, drapieżny, mocny, z charakterem. Jednak gdy tylko prysnęłam nim nadgarstek, rozczarowałam się. Delikatniusi, słodziusi, ulotny, wtórny, rozczarowałam się. Temu zapachowi zwyczajnie brakuje pazura.

Zwykle mam problem z męskimi perfumami- są w większości tak wtórne, że każdy mijany facet pachnie tak samo.
Terre d'Hermes to jeden z naprawdę nielicznych wyjątków. Nie ma opcji, żebym się nie obejrzała za facetem który tak pachnie! Ten zapach to kwintesencja męskości. Jednak myślę, że potrzebuje odpowiedniego nosiciela, minimalny wiek to ja wiem, coś w okolicach dwudziestukilku lat. Do chudziutkiego nastolatka z dziewiczym wąsem by po prostu nie pasował. Tu rację ma Makarsky, bo do 3-dniowy zarost bardzo pasuje do tego zapachu. :)

Och, długo to trwało, zanim przekonałam się do tego zapachu. Miałam kiedyś próbkę, nie było zaznaczone na niej, że zapach to unisex. Tak więc po spryskaniu nadgarstka od razu uznałam, że to na pewno męski zapach, po czym poszłam go zmyć. Próbkę znalazłam w szufladzie po może roku, od niechcenia znów wypróbowałam i byłam oczarowana- świeży, orzeźwiający zapach, idealny na lato! Po pewnym czasie perfum dopasowuje się do zapachu skóry, w moim przypadku robił się delikatniejszy i bardziej słodki. Gdybym miała jeszcze tą próbkę, to wypróbowałabym na jakimś facecie, ot, z ciekawości, jak na nim by się rozwinął. :D.

Początek ma bardzo ładny. Łudząco przypomina Nature od Yves Rocher. Jednak potem robi się taki... Nie wiem, nijaki, ale jednak męczący. A po trzech godzinach po prostu znika. Niestety, nie dla mnie.

Jeśli ktoś spodziewa się podobieństwa do klasycznego Halloween to ostrzegam- te zapachy nie są do siebie ani trochę podobne!
Co nie zmienia faktu, że Kiss Sexy (chociaż mają z leksza głupawą nazwę)to bardzo przyjemne perfumy. Są trochę słodkie, trochę kwaśne, bardzo optymistyczne i wesołe. Świetne na lato.
Myślę, że każdej nastolatce przypadną do gustu, mi w moim ostatnim "naście" bardzo, bardzo się podobają :)
Trwałość, jak na taki lekki zapach, zadziwiająco dobra- nawet 8 godzin na skórze, lepiej niż klasyczne Halloween.

Przez pierwsze dwie godziny te perfumy pachniały na mojej skórze jak miód. Jak naturalny miód wielokwiatowy, nie jak po prostu kwiatki. Do tego bardzo intensywnie słodko, nawet Angel Muglera nie wydaje mi się być aż tak słodki. A to było tylko jedno psiknięcie na nadgarstek! Cóż, ze względu na moc tych dwóch pierwszych godzin bałabym się wyjść tak na dwór, bo pewno nie odpędziłabym się od os i pszczół. :)
Po tych dwóch godzinach zamiast miodu pojawiają się faktycznie kwiatki. Lekkie i niezobowiązujące. Trwałość- około 6 godzin. Za tą cenę naprawdę przyzwoite perfumy :)

Ech. Wieje nudą. Jedyny emocjonujący moment tego zapachu, jak dla mnie to zaraz po rozpyleniu.
"Ej, dlaczego te perfumy pachną jak zupka chińska?!"
Jednak po chwili zapach zupki znika, a całość robi się strasznie nudna, chociaż nie można powiedzieć, że brzydka. Bardzo bezpieczny zapach, elegancki, ale absolutnie nie uwodzicielski. Nie dałam rady nawet zużyć próbki w całości, oddałam koleżance. :)

Bardzo dobry zapach na lato. Jest świeży, orzeźwiający, nieskomplikowany, nie męczy, trzeba by chyba wypsikać z pół flakonu, żeby stał się męczący dla noszącej, czy dla otoczenia. :)
Raczej nietrwały, trzyma może 3-4 godziny, ale ponieważ jest dość tani, to można bez bólu poprawiać zapach kiedy się tylko chce.

Całkiem ładny, słodkawy, ale jednak mało zaskakujący, nie zapada w pamięć. Miałam flakon, zużyłam bez większych emocji.
Raczej mało trwały, około 4 godzin.

Oj, czepiacie się z tym wiekiem. Mam 19 lat i Opium bardzo lubię. Jak się go użyje w naprawdę minimalnych ilościach, to nie ma opcji, żeby ktoś przyczepił się, że pachnę, jak "starsza kobieta". Kwestia umiaru :)
Tym bardziej, że Opium to zapach, który moim zdaniem jest bardzo erotyczny i uwodzicielski. Dlatego używam go tylko na wieczór, za dnia wolę się nie czuć tak nieprzyzwoicie. :D
Kolejna kwestia to to, że edt jest szalenie mocne! Trzyma nieziemsko długo, nawet kropelka roztarta za uchem. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić delikatnego użycia wersji edp, to chyba jednak niewykonalne :)

Piękny zapach. Mam flakon 30 ml, kupiłam w ciemno, zachwycona opiniami. I faktycznie, opinie się zgadzały- jest roślinny, mocny, bardzo zielony. Jednak okazało się, że na mojej skórze po pewnym czasie niestety przestaje pachnąć zdziczałym ogrodem pełnym kwiatów i wyczuwam zapach kurzu i pudru. A szkoda, bo uważam, że mimo wszystko jest piękny i lubię go czasem użyć choćby dla tych 3 pierwszych godzin, zanim zapach się na mnie "zepsuje". :)

Nie, nie wydaje mi się, żeby to był zapach na zimne, depresyjne, jesienne wieczory. Może ludzie po prostu za często sugerują się nazwą tych perfum :)
Jest to mój ulubiony zapach na lato. Nie przytłacza, otacza delikatną, nie drażniącą mgiełką zapachu. Jest kwiatowy, dosyć chłodny (dlatego nie nadaje się na zimne wieczory), oraz ma w sobie coś tajemniczego, co przyciąga. Moja znajoma określiła halloween jednym słowem: "romantyczne" i w pełni się z nią zgadzam.
Trwałość na skórze średnia, z 5h, ale na włosach trzyma aż do mycia! Na ubraniach również trwałość bez zarzutu.

Bardzo słodki i ciężki zapach. Ma w sobie coś magicznego i przyciągającego, ale, jeśli przesadzi się z aplikacją to otoczenie może się zbuntować. Idealny na zimę, rozgrzewa i poprawia humor. :)
Niestety, pomimo, że jego trwałość i moc to już niemal legenda, to na mojej skórze słabo się rozwija, po prostu stopniowo słabnie i po może 4h nie ma po nim śladu. :(
No cóż, nie są to perfumy dla każdego najwyraźniej!

Działa na facetów. Zdecydowanie. Mój kolega twierdzi, że to najwspanialsze perfumy, jakich może używać kobieta.
Niestety, są bardzo popularne, jest pełno podróbek tego zapachu, a to mnie jednak nie zachęca do używania tych perfum.

Przyjemny, ale niestety raczej banalny. Nadaje się na upały, bo nie męczy, nie zwraca na siebie szczególnej uwagi otoczenia. Za to naprawdę trwały, jakieś 8 godzin na skórze, co jest plusem.

Ojj, nie lubi się ten zapach z moją skórą!
Zobaczyłam go kiedyś u koleżanki i zainteresowana ślicznym flakonem postanowiłam spróbować. I to był błąd, bo na mnie pachnie słono. Jak popcorn z mikrofali. A zdecydowanie nie tego oczekuję od perfum! Nie wiem, jak z trwałością, po pół godziny zmyłam z nadgarstka.

Delikatne, subtelne, bardzo dziewczęce, ale również eleganckie, z klasą. Perfumy-kameleon, moim zdaniem nadają się na każdą porę roku, na każdą okazję. Czuję w nich delikatne kwiaty z odrobiną wanilii.
Pomimo swojej delikatności, zapach utrzymuje się na skórze bardzo, bardzo długo!
Mogłyby się nadawać na prezent, ze względu na swoją uniwersalność i fakt, że są takie urocze, że aż trudno ich nie lubić :)

Jest śliczny. Budyniowo-waniliowy, słodki, ale nieduszący, nie przytłacza i raczej nie spowoduje u nikogo migreny :) Zapach idealny na co dzień. Niby pełno jest takich słodkich zapachów, ale Amour ma w sobie jeszcze coś orientalnego, co go wyróżnia.
Nie jest wyjątkowo uwodzicielski (raczej uroczy i niewinny), ale i tak przyciąga uwagę otoczenia.
Trwałość możliwa, z 5 godzin na skórze. Flakony mają piękny kształt i fajne jest to, że każda pojemność ma inny kolor.

Waniliowo-migdałowe cudeńko. Jest trwały, mocny, ale jednocześnie nienachalny(o ile użyty w rozsądnych ilościach). Ma w sobie coś romantycznego. Dobry na chłodniejsze dni, na większe wyjścia również jak najbardziej pasuje.
Nazwa bez wątpienia jest nieprzypadkowa, bo ten zapach naprawdę hipnotyzuje, wprawiając w zmysłowy nastrój zarówno "nosicielkę", jak i otoczenie.
Trwałość bez zarzutu, flakonik śliczny.

Odważny i ciężki zapach. Naprawdę przepiękny i niespotykany. Pachnie mi jaśminem i mokrą ziemią. Wiem, że brzmi dziwnie, ale tak właśnie jest. :) Co najważniejsze, ten jaśmin nie pachnie ani trochę syntetycznie (bo nie ma nic gorszego, niż sztuczny zapach jaśminu!).
Na pewno nie są to perfumy na co dzień, raczej na specjalne okazje. Nie jest w klasyczny sposób kobiecy, ma w sobie coś mrocznego, ale też bardzo przyciągającego. Kojarzy mi się z chłodną, niedostępną femme-fatale. Myślę, że pasuje najlepiej do eleganckiej, długiej sukni.
Najlepiej pachnie po paru godzinach, jak już dobrze ułoży się na skórze. Nieziemsko trwały. Flakon- dzieło sztuki.
Jedyny minus to cena, która zwala z nóg.

Unowocześniony klasyczny Angel!
Od pierwszego momentu zachwyca słodyczą i jednocześnie świeżością kwiatów (która to odróżnia go od pierwowzoru i nadaje nowocześniejszego charakteru). Nie wiem, czy czuję tu konkretnie różę, ale to definitywnie kwiaty, może trochę liści i trawy, w najlepszym wydaniu. Bardzo uwodzicielski.
Cudownie trwały, na mnie bardziej niż zwykły Angel. 8 godzin na skórze, na ubraniach aż do prania.

Mój ulubiony zapach orientalny!
Uwielbiam też Opium YSL, ale jednak to nie to samo, bo Opium wydaje mi się być w jednoznaczny sposób erotyczne.
"Słonik" tymczasem nie jest aż tak oczywisty. Jest uwodzicielski, ale jednocześnie radosny, optymistyczny, co sprawia, że jest bardziej uniwersalny i na więcej okazji można go użyć (nie tylko na gorące randki, chociaż i w tym wypadku jest godny polecenia, bo zwykle podoba się facetom :) )
Kenzo Jungle jest ciężkim, wyrazistym zapachem, bardzo słodkim. Albo się go kocha, albo nienawidzi. Dużo zależy od chemii skóry, bo na niektórych ten zapach jest po prostu kwaśny i nieprzyjemny, na innych słodki i naprawdę przepiękny, dlatego lepiej nie kupować go w ciemno, bo to spore ryzyko.
(Co prawda ja tak właśnie zrobiłam swego czasu, ale absolutnie nie żałuję!)
Dobrze nadaje się na zimę, ale w letnie wieczory, w minimalnych ilościach też zachwyca.
Trwałość powalająca, po 12 godzinach jeszcze czuję na sobie wanilię.
Niezbędna jest ostrożność w stosowaniu, bo 3 psiknięcia to już za dużo i może męczyć otoczenie.

Po pierwsze, wcale nie wydaje się być zimny i chemiczny. Na mnie jest ciepły i kwiatowy. Ale to widać kwestia skóry.
Pierwszy kontakt z tym zapachem był lekko traumatyczny. Zaraz po rozpyleniu stwierdziłam, że śmierdzi tanim szampanem. :) Jednak nie zmyłam go z nadgarstka i po chwili bardzo ładnie zgrał się z moją skórą.
To dość eleganckie perfumy, do jeansów i trampek średnio pasują. Ale na jakieś większe wyjścia, czy nawet różne egzaminy, świetny. Oczywiście o ile nie przesadzi się z ilością, bo jest trwały i bardzo wyraźny, dwa psiknięcia wystarczają w zupełności żeby pachnieć cały dzień.
W upały może wydawać się trochę mdły, więc na 30-stopniowe upały jednak nie polecam.

Piękne perfumy.
Początek jest trochę dziwny i może odstraszać- ciężki, roślinny, trochę jakby unisex. Jednak po niecałej godzinie wysładza się, staje się pudrowy, delikatny i bardzo kobiecy. Nie uważam, że to perfumy tylko dla dojrzałych kobiet. Myślę, że pod względem przedziału wiekowego są dość uniwersalne. Dobre do używania na co dzień, ale raczej wiosną i jesienią. Latem ta słodycz może być przytłaczająca.
Jednak nie polecam kupowania w ciemno, bo nie każdemu może odpowiadać.